90 strażaków nadal zaangażowanych w akcję po pożarze składowiska w Siemianowicach
W niedzielę wieczorem w akcję zaangażowanych było 30 zastępów – 90 strażaków. Nic nie wskazuje na to, by działania miały zakończyć się w najbliższych godzinach.
Pożar wybuchł przy ul. Wyzwolenia w siemianowickiej dzielnicy Michałkowice. Jego powierzchnia objęła całe składowisko - ok. 6 tys. metrów kwadratowych. Kłęby czarnego dymu były widoczne z wielu kilometrów. W piątek po południu strażacy przekazali informację, że sytuacja została opanowana. Od tego czasu sukcesywnie ograniczali powierzchnię pożaru, a później przystąpili do dogaszania, co trwa już trzecią dobę.
Po opanowaniu sytuacji pożarowej głównym problemem stało się zanieczyszczenie wód powierzchniowych. Część zanieczyszczeń ze składowiska wraz z używaną do gaszenia wodą dostała się do pobliskiego Rowu Michałkowickiego, który wpada do Brynicy i dalej do Przemszy, która jest dopływem Wisły. W piątek woda w Brynicy przybrała brązowo-czerwoną barwę, mieszkańcy uskarżali się także na odór chemikaliów.
„Działania są prowadzone na dwóch odcinkach bojowych. Pierwszy to dogaszanie składowiska – podawane są dwa prądy wody, przy użyciu ciężkiego sprzętu pozostałości składowiska są przemieszczane i przelewane. Na drugim odcinku pracują specjalistyczne grupy ratownictwa chemicznego i ekologicznego, które prowadzą działania na ciekach wodnych” - powiedział w niedzielę wieczorem PAP rzecznik Komendy Miejskiej PSP w Siemianowicach Śląskich kpt. Sebastian Karpiński.
„Mamy ustawione cztery zapory sorpcyjne. Na Kanale Michałkowickim są ustawione dwa separatory, w tym jeden na wlocie do Brynicy, gdzie ustawione są dwa rękawy sorpcyjne i kostki słomy. Dwie kolejne są w Czeladzi - pierwszy z nich na pl. Konstytucji 3 Maja, przy siedzibie OSP – gdzie jest też drugi z separatorów. Czwarta zapora jest na wysokości dawnej kopalni Saturn, tam są ustawione rękawy sorpcyjne” - opisywał kpt. Karpiński.
Jak wyjaśniają strażacy, duża liczba wciąż zaangażowanych w akcję zastępów wynika z dużego obszaru działań, które nie ograniczają się do samego pogorzeliska i są prowadzone również w innych miejscach, także poza Siemianowicami. Jak przekazał kpt. Karpiński od piątku - od czasu rozpoczęcia akcji - do niedzielnego wieczora brało w niej udział łącznie 544 strażaków (203 zastępy).
W niedzielę po raz kolejny na miejscu pojawił się wojewoda śląski Marek Wójcik. W południe Śląski Urząd Wojewódzki przekazał, że nie ma zgłoszeń, by na skutek zanieczyszczenia wód po pożarze doszło do śnięcia ryb, nie ma też informacji o innych martwych zwierzętach.
Wojewódzka inspektor ochrony środowiska Agata Bucko-Serafin zaznaczyła w sobotę, że nie została zanieczyszczona woda zasilająca ujęcia, dlatego sytuacja ta nie ma wpływu na jakość wody pitnej. Służby zaznaczają zarazem, że nie powinno się wchodzić do zanieczyszczonej wody i pozwalać żeby piły ją zwierzęta.
Wiceminister klimatu i środowiska Anita Sowińska, która w sobotę uczestniczyła w posiedzeniu zespołu zarządzania kryzysowego w pobliżu miejsca działań strażaków, zapowiedziała zmiany w prawie, które ułatwią ściganie przestępców i zapobieganie powstawaniu nowych nielegalnych składowisk, szczególnie substancji niebezpiecznych. Jak opisywała, takich zinwentaryzowanych i opisanych miejsc jest obecnie w całej Polsce 311.
Według szacunków władz Siemianowic Śląskich na nielegalnym składowisku przy ul. Wyzwolenia zmagazynowano nielegalnie w różnych pojemnikach kilka tysięcy ton różnych substancji, a także podobne ilości odpadów plastikowych. Prezydent miasta Rafał Piech informował w sobotę, że były to m.in. substancje ropopochodne, rozpuszczalniki czy farby. (PAP)
Autor: Krzysztof Konopka
kon/ par/