O przedłużeniu kariery zadecyduje wynik olimpijski
"Kwalifikacja dodała mi wiatru w skrzydłach. Faktycznie kiedyś planowałam zakończenie kariery, ale teraz nie wiem co będzie. Miło, że mogę jeszcze startować, spełniać swoje marzenie" - powiedziała zawodniczka podczas środowego spotkania z dziennikarzami w Urzędzie Miejski w Żywcu.
Dodała, że łucznictwo to taka dyscyplina sportu, w której zawodnicy mogę bardzo długo startować: "Wiek nie odgrywa roli".
Myszor, która po raz pierwszy wystartuje w igrzyskach olimpijskich, będzie jedyną przedstawicielką polskiego łucznictwa w Paryżu, zabraknie mężczyzn oraz obu drużyn, kobiet i mężczyzn.
Prezes Łucznika Jan Lach przyznał, że gdy 16 czerwca okazało się, że akurat ta zawodniczka uzyskała kwalifikację olimpijską, było to dużą sensacją.
"Trzeba było 25 lat pracy, aby w końcu mogła pojechać na igrzyska" - powiedział szef żywieckiego klubu.
Dodał, że dla Myszor środa jest ostatnim dniem, który spędza w Żywcu przed wyjazdem do stolicy Francji. W czwartek ma być w Warszawie (m.in. na ślubowaniu), zaś w piątek rano wyruszy do Francji.
W igrzyskach paraolimpijskich wystartuje w łucznictwie inna zawodniczka Łucznika, pochodząca z Ukrainy Ksenija Markintantowa. Jak powiedział Lach, od trzech lat ma polskie obywatelstwo Polski.
"Możliwość tego startu jest bardzo ważna dla mnie. Dziękuję wszystkim, którzy mi w tym pomogli, za wsparcie" - powiedziała zawodniczka.
W poprzednich igrzyskach olimpijskich w Tokio zaprezentowali się Sylwia Zyzańska (Łucznik Żywiec) oraz Zbigniew Napłoszek (Stowarzyszenie Łuczniczy Marymont Warszawa). Oboje w turnieju indywidualnym zajęli 33. lokatę, natomiast w parach mieszanych uplasowali się na 24. miejscu. (PAP)
Autor: Rafał Czerkawski
rcz/ cegl/